Już w poniedziałek, 23 czerwca, reprezentacja Dolnośląskiego Związku Piłki Nożnej rozpocznie rywalizację w finałach UEFA Regions’ Cup. W rozmowie z nami selekcjoner kadry, Jacek Kołodziejczyk, opowiada o przygotowaniach, emocjach i wyjątkowym znaczeniu gry z orzełkiem na piersi dla piłkarzy amatorskich. – To nie jest wycieczka. To życiowe spełnienie marzeń – podkreśla szkoleniowiec.
Staje pan na czele drużyny, która będzie reprezentować Dolny Śląsk – i całą Polskę – w turnieju finałowym UEFA Regions’ Cup. Czym różni się ten turniej od zmagań w poprzednich etapach?
Jacek Kołodziejczyk: Przede wszystkim świadomością, co nas podczas niego czeka. Ta grupa jest bardzo dojrzała mentalnie. Większość zawodników wie, że taka szansa może się już nie powtórzyć. Nie chodzi tylko o turniej. Chodzi o moment, w którym wchodzi się do szatni, widzi się koszulkę z orzełkiem i wie się, że to nie jest już tylko futbol po godzinach – to reprezentowanie barw. Dla wielu z nich to życiowy szczyt. I nie mówię tego z przekąsem – mówię to z szacunkiem.
Czy rzeczywiście ten orzełek na piersi ma aż takie znaczenie dla zawodników?
Proszę mi wierzyć – ma. Ogromne. Kiedy chłopak, który na co dzień pracuje jako dostawca owoców czy nauczyciel, wychodzi reprezentując barwy Polski to w tym momencie nie ma większej różnicy między nim, a piłkarzem kadry narodowej. Bo w sercu on też czuje, że gra dla Polski. Wielu z tych zawodników mówi wprost: „Od dziecka marzyłem, by zagrać z orzełkiem. Myślałem, że już za późno. A jednak los dał mi tę szansę.” I to są momenty, które zostają na całe życie.
Czyli nie tylko turniej, ale też emocjonalne przeżycie?
To coś więcej. To tożsamość. W tej drużynie mamy ludzi, którzy zakładali klubowe trykoty w B-klasie, w IV lidze, bez kamer, bez błysku fleszy. I nagle mają okazję zmierzyć się z najlepszymi amatorskimi reprezentacjami Europy. To doświadczenie, które trudno opisać. Ci chłopcy wiedzą, że nie robią tego dla kontraktów czy sławy – robią to, bo są dumni. Bo reprezentują swoje miasto, swoje rodziny, swoich trenerów, którzy ich wychowali. A teraz – reprezentują cały region i Polskę.
Czyli UEFA Regions’ Cup nie jest dla was traktowany jak wakacyjna przygoda?
Absolutnie nie. To nie jest turystyka. My jedziemy tam z konkretnym celem: wygrywać. Chcemy wygrać każdy mecz, ale przede wszystkim chcemy zostawić na boisku wszystko, co mamy. Nie udajemy kogoś, kim nie jesteśmy. Jesteśmy drużyną ludzi, którzy wiedzą, co znaczy poświęcenie. Na każdej konsultacji widziałem, jak zawodnicy organizują sobie urlopy, biorą bezpłatne wolne, odkładają obowiązki rodzinne. To są realne koszty, ale nikt nie narzeka. Bo każdy z nich wie, że dostaje coś, czego nie da się kupić – możliwość założenia reprezentacyjnej koszulki.
Jak wyglądają relacje w drużynie? To przecież piłkarze z różnych klubów, różnych środowisk.
Tak i to jest piękne. Zbudowaliśmy coś, co nie jest tylko drużyną, ale wspólnotą. Tu nie ma gwiazd. Każdy zostawia ego w szatni. Jedziemy na jeden paszport, jeden cel. Mamy liderów, mamy cichych bohaterów. Ale każdy z nich ma tę samą motywację – zagrać dla ludzi, którzy w nich wierzą. I każdy z nich wie, że noszenie orzełka na piersi to nie przywilej. To odpowiedzialność.
Jak pan ocenia szanse drużyny w turnieju?
Znamy swoje miejsce, ale nie zamierzamy nikogo się bać. Wiemy, jaką mamy jakość. Szanujemy rywali, ale nie przyjechaliśmy tam się uczyć. To nie jest turnus szkoleniowy. Przyjechaliśmy walczyć. W ostatnich tygodniach odbyliśmy kilka konsultacji oraz zagraliśmy mecz z innym finalistą, czeskim regionem Hradec Kralove. Zgranie rośnie z dnia na dzień, a charakter tej grupy – to jest coś, czego nie da się nauczyć. My naprawdę wierzymy, że możemy powalczyć o najwyższe cele.
Turniej odbywa się w San Marino, więc jeśli chodzi o kibiców – raczej zbyt wielu ich tam nie będzie.
Niezależnie, czy w San Marino, czy w domach to chciałbym, żeby byli z nami. Żeby nas wspierali, niezależnie od wyniku. Że to ludzie tacy jak oni – pracujący, skromni, pełni pasji. Jeśli ktoś szuka prawdziwej, czystej piłki – niech spojrzy na tych chłopaków. Tu nie ma VAR-u, wielkich pieniędzy, celebrytów. Tu jest duma, emocje i walka do ostatniego gwizdka. I za to właśnie warto nam kibicować.
Na koniec. Gdyby miał pan jednym zdaniem powiedzieć, czym jest ten turniej dla pańskiej drużyny?
To dowód, że marzenia nie mają metryki, że orzełek nie wybiera – on honoruje tych, którzy na niego zapracowali sercem.

UEFA Regions’ Cup startuje już w poniedziałek. Dolny Śląsk rozpocznie go od meczu z szwajcarskim regionem Vaud.